sobota, 21 marca 2015

Chapitre 4

 Nie wiedziałam co robić. Oni się najwyraźniej znali.
 - Co...? - Zapytałam.
 - Jakby ci to... Hmmm...
 - On jest synem mojego starszego brata.- Powiedział spokojnie Ed. Wybałuszyłam oczy.
 - Ale Thomas mieszka we Francji, a twój brat w Stanach! Poza tym twój brat nie jest taki stary, żeby być ojcem szesnastolatka!
 - Jestem adoptowany. - Powiedział cicho Thomas. - We Francji mieszkam, bo tam tata ma drugi dom i wynajął mi opiekunkę, a w Stanach i tak nie miałby dla mnie czasu... Chciał, żebym nauczył się języka.
 Byłam zszokowana, a na dodatek nadal nie wiedziałam dlaczego Eda nie było przez prawie cały dzień.
 - Za dużo...- Mruknęłam.
 - Spadówa mi stąd, staram się coś napisać. - Powiedział nagle Sheeran, a my posłusznie wyszliśmy. Droga do salonu minęła nam w milczeniu.
 Gdy dotraliśmy, chłopaki przyglądali nam się zaciekawieni.
 - Niech on wam tłumaczy... - Wskazałam na Thomasa.
 - Yyy... Może potem. Musimy już iść.
 - No nie powiem, szybko się zorientowaliście. - Powiedziałam sarkastycznie.
 - Ola, wiesz że to nasze ostatnie spotkanie? - Zapytał smutno Antek.
 - Jak to? - Spytałam.
 - Mamy zaplanowane wyjścia aż do wyjazdu... - Wymruczał David.
 - Ej! Nie smutajcie! Przecież nie stracimy kontaktu! - Zawołałam odrobinę zdesperowana.
 - Wiesz ile kosztuje SMS z Francji do Polski? - Zapytał Thomas.
 No fakt. Oni przecież fb nie mają, tylko Twittera, którego za to nie miałam ja. 
 - Snapchat...? - Zapytałam.
 - No w sumie. - Powiedział Antoine.
 Odprowadziłam ich do drzwi. Pożegnaliśmy się należycie - był płacz, mnóstwo gadania o "pozostaniu w kontakcie" i przytulasów.
 Antoine, z którym tuliłam się na końcu, podniósł mnie, a moje stopy wisiały w powietrzu, po czym cmoknął mnie lekko w policzek. Prosto po tym spalił buraka.
 Wyszli. W korytarzu zrobiło się pusto.

 - Masz wszystko? - Wrzasnął Ed.
 - Mam. 
 Zanim się obejrzałam, nadszedł czas powrotu do Polski. Ed ryczał na całego, tak samo jak ja. Chciał polecieć ze mną, ale rozkazałam mu zostać, bo ma dzisiaj bardzo ważny wywiad, a potem ma iść do studia i zacząć nagrywać nową piosenkę.
 Pojechał ze mną na lotnisko. Założył kaptur i weszliśmy do termianalu. Nadaliśmy bagaż, a że byliśmy odrobinę za późno, musiałam od razu iść. Przytulił mnie bardzo mocno, obiecał, że będzie pisał i żebym nie zapomniała. Odpowiedziałam, że nigdy nie zapomnę.
 Lot minął szybko. W Polsce, na lotnisku czekały na mnie przyjaciółki i mama. Wszystkie mnie przytuliły i pytały jak było. Ja cierpliwie im odpowiadałam, a potem zauważyłam mojego najlepszego przyjaciela, który stał za nimi. Podbiegłam do niego i przytuliłam. 
 Zaczynał karierę piłkarza, więc nie miał dla mnie wiele czasu. Bardzo za nim tęskniłam.
 Tak na nowo zaczęło się toczyć moje życie w Polsce.

 Ostatni tydzień wakacji.
 Odkąd opuściłam Londyn, nic mi nie sprzyjało. Wyjazd do Francji został odwołany - moja mama się rozchorowała. Oczywiście ZuZu z rodziną pojechała. 
 Ed ostatnimi czasy nie pisał, a jak ja pisałam do niego to często był bardzo zajęty. Stwierdził, że ma wenę.
 Kontakt z Francuzami, jako jedyny, miał się bardzo dobrze. Pisaliśmy bardzo często, a Antoine nawet założył Facebooka. 
 Jeśli chodzi o przygotowania do szkoły, to zakończyłam je już w tamtym tygodniu. Czułam się gotowa, by wrócić do nauki, bo miałam nadzieję, że to odwróci moją uwagę od obecnej sytuacji.
 Dzisiaj miałam się spotkać z jedną z moich najlepszych przyjaciółek - Kasią, ale coś jej wypadło. Podobno coś związanego z Kubą, który był jej chłopakiem.
 Spotkałam się więc z Martyną. Mieszkała po drugiej stronie miasta. Po drodze, siedząc w zatłoczonym autobusie nuciłam:
didn’t mean to break your heart
I was just lonely
And everybody falls apart sometimes
I know you found another one
Won’t you just hold me tonight?

  Tęskniłam za głosem Eda, nucącym tą piosenkę wieczorami.
  Co teraz robisz braciszku?

 Kiedy wychodziłam od Martyny było już dość późno. Na szczęście droga do mojego domu była bardzo prosta i praktycznie niemożliwe było, żeby się zgubić. Szłam środkiem ulicy w stronę przystanku, zamyślona jak nigdy.
  Wsiadłam do autobusu. Krajobraz zmieniał się powoli w bardziej miejski, stopniowo drzewa zamieniały się w osiedla.
 To w sumie jak w życiu. Wszystko się zmienia i przemija. Tylko dlaczego nie mogę tego zaakceptować? I will never know.
Dotarłam do domu, przywitałam się z mamą i odpaliłam komputer. Dokładnie w tym momencie dostałam wiadomość.
  Yo dzieciaku, sprawdzaj maila!
  ED!!! Szybko weszłam w skrzynkę. Rzeczywiście dostałam od niego maila z załącznikiem, który natychmiast pobrałam. Był to kawałek jego nowej piosenki. Kiedy wsłuchałam się w słowa, zrozumiałam. Śpiewał, że wszystko przemija, jednak miłość pozostaje, że brak czasu dla drugiej osoby zabija, ale czasem nie możemy nic zrobił. Muzyka ucichła a ja usłyszałam głos Eda, który dukanym polskim powiedział: przepraszam, czas brak, tesknie barco, za nedługo se zobaszymy.
  Łzy spłynęły po policzkach, jednak uśmiechnęłam się. Teraz wiedziałam, że odległość nic nie znaczy, a on pamięta.
  Nie mogłam doczekać się początku roku. Tęskniłam za wszystkimi wariatami z mojej klasy i odczuwałam to coraz bardziej.
  Co nie zmienia faktu, że pierwsze dni w szkole są zawsze badziewne.
  Zadzwonił telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i z uśmiechem odebrałam.
  - Witam pana piłkarza - powiedziałam wesoło.
  - Cześć, jakieś plany na jutro? - zapytał Wiktor.
  - Żadne, masz jakąś propozycję?
  - Możemy jeszcze kogoś ogarnąć i wyjść na dwór.
  - Bardzo chętnie. O której?
  - A jak ci pasuje?
  Naszą rozmowę toczyliśmy jeszcze z jakieś pół godziny rozmawiając na wiele tematów. Umówiliśmy się na 12:30 na najbliższym boisku. Nie mogąc się doczekać, szybko poszłam spać.


 Wiem. Długo mnie nie było, a rozdział nie za długi. Po prostu na feriach dużo się działo i no... Ale wróciłam i już nie zamierzam robić długich przerw :D
 Jestem wdzięczna za komentarze :) liczę na Wasze dalsze wsparcie ;)
Ola <3

środa, 21 stycznia 2015

Brak rozdziału + ogłoszenia

 Muszę Was baaaardzo przeprosić :( Dzisiaj rozdział się nie ukaże, bo teorytycznie ferie są, ale nauczyciele zadają... Krzyżacy żyć nie dają >.< Postaram się jak najszybciej dokończyć rozdział 4 (mam już całą 1/3 hoho)! 
 Za niedługo wyjeżdżam, ale będę pisać, obiecuje! Myślę, że rozdział 4 powinien ukazać się w piątek.
 Co jeszcze... No tak. Dostałam nominację do Liebster Awards, ale póki co jakoś brakuje czasu żeby to ogarnąć. Poza tym, szukam jeszcze blogów które będę nominować.
 Kolejną sprawą jest to, że prawdopodobnie powstanie nowy blog z opowiadaniem (moim i mojej przyjaciółki)! Jeśli ktoś z Was trafił tu, a nie lubi Eda lub ogółem fan fiction, to za niedlugo wstawię linka do normalnego (w miarę :D) opowiadania! :)
 Dziękuję, że jesteście!
 Ola 🏂🏂🏂

piątek, 16 stycznia 2015

Chapitre 3

  Weszłam na Facebooka. Dużo się ostatnio działo, więc nie miałam na to czasu. Przeglądałam zdjęcia - wszystkie "fejmy" jak zawsze wstawiły tysiące zdjęć, pod którymi miały równie wiele lajków.
  Jak zwykle mój wzrok zatrzymał się na zdjęciach, które wstawiały ze swoimi drugimi połówkami. Myślałam o tym, co by było, gdybym ja też miała chłopaka. Na pewno cudownie. Niepowtarzalnie. Nagle ktoś wrzasnął za mną:
  - A po co ci niby chłopak, skoro masz brata?
  - Debilu ty głupi! Przestraszyłeś mnie! Poza tym ja tylko patrzę! - Obróciłam się i spiorunowałam wzorkiem Eda.
  - Jasne, jasne. Ja wiem, że ty tam sobie marzysz, jak obściskujesz się z Francuzikiem... - Zaczął całować się z powietrzem. 
  - Cicho siedź! - Ledwo powstrzymywałam się od śmiechu.
  - Eeej... Zraniłaś moje uczucia... Bardzo... Me serce krwawi... Jak mogłaś... - W tym momencie zaczął udawać, że płacze.
  - Dobsz, no wiesz że nie chciałam. Musisz mi pomóc, tak w ogóle.
  - Czego siostrzyczko droga chcesz?
  - Chłopaki dali mi znać, że jutro będą mieli trochę wolnego. Stwierdzili, żebyśmy się gdzieś wybrali. No i właśnie mam wybrać miejsce... - Chciał coś powiedzieć, ale nie pozwoliłam mu, mówiąc dalej - Poza tym nie wiem w co się ubrać.
  - W ubierankach to ja ci na pewno nie pomogę. Prędzej Tay, ale nie wiem czy ma czas. O której w takim razie jutro wychodzisz?
  - Gdzieś koło szesnastej.
  - Ok, ale szczerze to nie mam bladego pojęcia gdzie możesz z nimi iść.
  - No dzięki. - Odpowiedziałam rozczarowana. - Eddie zazwyczaj mi pomagał.
  - Albo jednak wiem! Weź ich do muzeum "Belive it or not!". Tam jest fajowo. Tak btw to mógłbym iść z wami. Znaczy pójdę na pewno, żeby mieć cię na oku.
  - Ale Ed... Będzie mi wstyd! Nie zachowuj się jak jakiś przerważliwiony tatuś!
  - Spokojnie, nie zauważysz mnie nawet. Będę czuł się pewniej, jak osobiście cię popilnuję.
  - Kiedy ostatnio zacząłeś pisać jakąś nową piosenkę, bo sobie nie przypominam. Nie masz czasu żeby mnie pilnować! Praca wzywa mój drogi.
  - Muszisz przypominać? - Zapytał skwaszony.
  - Tobie zawsze braciszku. - Wyszczerzyłam się.

  Kiedy Ed mnie zostawił (na rzecz swojej pracy), była już 22:30. Od naszego powrotu do domu minęło pięć godzin, a ja stwierdziłam, że to dobry moment żeby się umyć, bo jak Ed wejdzie do łazienki to naprawdę nie wiem kiedy będzie znowu wolna.
  Szybko złapałam piżamę i o 22:55 byłam już gotowa do spania. Stwierdziłam, że dzisiaj wyjątkowo pójdę wcześniej spać.
  Zawsze, jeśli nie spędzaliśmy ze sobą wieczoru, szłam odwiedzić Eda w jego domowym studiu, zanim pójdę spać. Uczyniłam to i tym razem, przytuliłam go, życzyłam weny i dobrej nocy, po czym poczłapałam do swojego pokoju.
  Usnęłam szybko - dużo się wydarzyło, więc nic w tym dziwnego.
  Obudziłam się o dziewiątej. Graham spał przy moich nogach. Musiał przyjść w nocy, bo gdy usypiałam na pewno go tu nie było.
  Poszłam do kuchni i wzięłam batonika. Otworzyłam go i poszłam do sypialni Eda. Żując, zapukałam.
  Nie było żadnego odzewu, więc otworzyłam drzwi. Eddiego nie było w pokoju.
  Skierowałam się do studia. Niestety, tam również go nie znalazłam - znalazłam za to karteczkę. 

Nie wiem o której będę. Graham dotrzyma ci towarzystwa. Jeśli nie wrócę przed szesnastą, to nigdzie nie wychodź.
Ed 

  To zdecydowanie była jedna z najmniej emocjonalnych karteczek, jaką od niego dostałam. Najgorsze było to, że kompletnie nie wiedziałam o co chodzi.
  Szybko napisałam do niego esemesa. Wyjątkowo mój telefon łapał zasięg.
  Poszłam do salonu i włączyłam telewizor, po chwili jednak go wyłączyłam i stwierdziłam, że rozsądniej będzie się w razie czego ubrać.
  Z walizki wyciągnęłam czarne spodnie i prostą, białą koszulę. Spojrzałam na telefon, żeby sprawdzić godzinę i czy Ed nie odpisał.
  Odpowiedzi nie było, za to miałam nową wiadomość od Antka.
  Spotkanie aktualne?
  Zastanawiałam się co mu odpisać, aż w końcu zdecydowałam.
  Właśnie nie wiem, mój wujek gdzieś wyszedł i dopóki nie wróci, nie mogę wyjść :(
  O mało co nie napisałam "brat", ale mój instynkt przypomniał mi, że Antek nie zna prawdy.
  Nie czekałam długo na odpowiedź.
  Ojoj ;( To może do ciebie wpadniemy?
  Stwierdziłam, że pomysł nie jest zły. Najwyżej Ed mnie zabije.
  Ok :) super pomysł :D trzymajcie adres: xxx
  Po chwili namysłu stwierdziłam, ze jak tu trafia to to będzie cud. W końcu nie mieszkają w Londynie.
  Traficie?
  Zapytałam.
  Damy radę ;p poza tym dwa debile mi tu zrzędzą xD 
  Haha spoko :) to czekam na was!
  Na wypadek wysłałam Edowi esemesa, że będę miała gości. Dalej nie odpisywał i zaczełam się naprawdę martwić.
  Stwierdziłam, że trochę posprzątam. Ogółem w domu panował jako taki porządek, więc nie miałam dużo roboty. Nienawidziłam sprzątania, ale czasem miałam dziwną ochotę to zrobić.
  Po skończonej robicie rozsiadłam się na kanapie w salonie. Graham szybko do mnie przybiegł. 
  Nagle usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Szybko się poderwałam i podeszłam do regału na którym leżał mój telefon.
  SMS od Eda.
  Niech przychodzą, tylko nie zróbcie demolki. Już wiem, że będę po 20. Mam dla ciebie niespodziankę.
  Ed
 Naprawdę intrygowało mnie dzisiejsze zachowanie Eddiego. Normalnie by zadzwonił, czy coś, napisał o co chodzi z niespodzianką, a dzisiaj taka wielka tajemnica.
  Usłyszałam dzwonek do drzwi. Gdy do nich podeszłam, przez okno obok zauwazyłam chłopaków. Szybko otworzyłam drzwi.
  - Cześć! Jak widzę, trafiliście!
  - No a jak - powiedział David - z moją osobą nie idzie się zgubić. - Powiedział i przybrał zawadiacką minę.
  - Nie powiadasz? - Wtrącił się Antoine - Przez ciebie dwa razy skręciliśmy w złą ulicę!
  - Jasne, jasne... Sam nie jesteś lepszy deklu ty jeden! - Wrzasnął na niego David.
  - Ej, robimy siarę na osiedlu... - Powiedział Thomas, a ja spojrzałam na niego dziękczynnym wzrokiem.
  - Uch no tak... Może nas wpuścić do środka, Ola? - Zapytał David, który miał małe problemy z wymową mojego imienia, przez co zabrzmiało to trochę jak Soula.
  - Zapraszam. Jakby co ten kot to Graham, należy do mojego wujka.
  Antek kichnął.
  - Przeziębiłeś się stary? - Zapytał Dave.
  - Nie, spoko.
  Coś mi tu nie pasowało. Jeszcze przed chwilą nie wyglądał na zakatarzonego.
  Stwierdziłam, że nie będę się teraz nad tym zastanawiać. Zaprowadziłam kolegów do salonu, bo stwierdziliśmy, że chcemy obejrzeć film. Oni uparli się na Whiplash, a ja nie miałam nic przeciwko, mimo że oglądałam już go ze trzy razy. Film niewątpliwie był genialny, a Ed posiadał go na swojej wielkiej półce z filmami.
  Poszliśmy do kuchni zrobić popcorn i wziąć nachosy oraz dip. Nalaliśmy sobie coli do szklanek, po czym gotowi odmaszerowaliśmy do salonu.
  Włączyłam telewizor i odtwarzacz, i z pilotem w ręku usiadłam na kanapę. Było na niej mało miejsca, ponieważ chłopaki, szczegolnie David, rozłożyli się na niej po całości. Najwięcej miejsca było obok Antka, więc tam też usiadłam.
  Po pół godzinie filmu Thomas machnął nogą tak, że gdyby Antoine nie złapał mnie, zleciałabym z kanapy razem z dipem. Jednak gdy z powrotem usadziłam się wygodnie Antoine nie zluzował uścisku. Nie żeby mi to przeszkadzało, ale zaczęłam się zastanawiać czy oni nie tego zaplanowali . 
  Mając nadzieję, że chłopak nie będzie miał nic przeciwko, oparłam głowę o jego ramię. Potem nawet nie pamiętam kiedy usnęłam.

  Gdy się obudziłam, chłopaki spali. Chciałam sprawdzić godzinę, ale Antoine ściskał mnie tak, że nie mogłam się ruszyć. Byłam nieprzytomna, więc nie zważając na kolegę (a może już kogoś więcej?) mocno się szarpnęłam, żeby się oswobodzić. On na szczęście się nie obudził.
  Podbiegłam do szafki na której leżał mój telefon (czy wcześniej przypadkiem nie miałam go w kieszeni? Moj mózg zdecydowanie nie pracował poprawnie...). Okazalo się, że jest już 19:43.
  Wrzasnęłam:
  - Obudźcie się! Już późno!
  Oni powoli zaczęli się budzić. Oni, ale bez Antoine, wiec szturchnęłam nim, a on nagle otworzył oczy, szybko wziął mnie w swoje ramiona i zaczął łaskotać. Zaczęłam się śmiać. Nie mogłam przestać i zaczynałam się dusić, ale on tego nie zauważył. Ledwo wykrztusilam "puść". Usłyszał i to wykonał.
  Próbując dojść do siebie, powiedziałam:
  - Czy nie powinniście już wracać...?
  - Można założyć, ze nie - Odpowiedział spokojnie Thomas, po czym kontynuował - twój wujek przyszedł pół godziny temu. Jest w swoim studio.
  Szybko się poderwałam i pobiegłam do studia. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam Eda.
  - Zabiję cię kiedyś. - Powiedziałam.
  - Ja ciebie też. Wyobraź sobie, że wchodzę do salonu i widzę ciebie w objęciach Francuzika i jeszcze tych dwóch. Znaczy ogółem mnie to rozśmieszyło i wtedy ten jeden się obudził i...
  - Stop ! Czyli oni wiedzą, że ty to...
  Nie było dane mi dokończyć, bo do pokoju wszedł Thomas.
  - ... Ed Sheeran.

 Oto rozdział 3 :) ogolem przepraszam jeśli nie ma polskich znaków lub są błędy, ale jestem zmuszona do pisania na telefonie. 
 Dziękuję za wszystkie komentarze :) mam nadzieję, że jeszcze ich przybędzie (tak samo jak obserwatorów)!
Pozderka!
Ola 💜

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Chapitre 2

   Z małego potrącenia, zrobiła się niezła afera. Chłopak od papierów wydzierał się o niszczeniu dóbr firmy, a dziennikarka Michele musiała go uciszać. Powiedziała mi, że jakoś wyciszy sprawę i nie muszę się tym przejmować. Potem zrobiła mi tylko zdjęcie z Edem i powiedziała, że jesteśmy wolni. Z budynku redakcji wyszłam ledwo kontrolując łzy.
   Moje obawy jednak sprawdziły się. Po dwóch dniach Ed zawołał mnie do siebie, gdy robił przegląd prasy. Dziennikarka nie zataiła mojej niezdarności i obok mojego zdjęcia z Edwardem widniał wielki napis "MŁODSZEJ PRZYJACIÓŁCE EDA SHEERANA DALEKO DO IDEAŁU", a poniżej wyjaśnienie sprawy i wywiad z moim "braciszkiem". 
   Zaczęłam płakać. Nie mogłam uwierzyć, że ludzie są tak okrutni. Ed przytulił mnie i powiedział:
   - Niczyje życie nie jest idealne. Każdy czasem się stacza, pamiętaj. Ważne jest, aby o tym pamiętać.
   Przytuliłam się do niego. Po paru minutach ochłonęłam.
   - Młoda, idziemy na spacer. - Gdy usłyszał, że chcę zaprotestować, szybko powiedział: - Nie przyjmuję sprzeciwów! Możemy wziąć Grahama nawet.
   - Głupku, co jeszcze? - Zaczęłam się śmiać. - Chodźmy już lepiej, zanim znowu coś wymyślisz.
   Szybko się ubraliśmy. Ed założył kaptur, okulary i inną niż zwykle kurtkę. Jestem pewna, że ktoś go w tym rozpozna, ale nabrałam nagłej ochoty wyrwania się z domu. Nie było wiele takich okazji, Ed zazwyczaj był zabiegany. Czytał listy od fanów, ćwiczył, komponował, dawał wywiady... I wiele więcej. Naprawdę go podziwiałam.
   Ed zamknął dom, po czym skierowaliśmy się w stronę Wembley. Stwierdziliśmy, że to będzie długi i przyjemny spacer. Na dodatek na Wembley się po raz pierwszy spotkaliśmy.
   Idąc, rozmawialiśmy. Na różne tematy. Nagle Ed tyknął mnie w ramię i zawołał "Berek!". Dodam, że po polsku. Podczas mojego pobytu u niego, nie tylko ja uczyłam się języka.
   Eddie wystrzelił do przodu, potrącając przy tym jakąś kobietę. Ruszyłam za nim. Goniłam go z dobre dziesięć minut, a potem on nagle zniknął mi z oczu. Zatrzymałam się i zaczęłam panikować. Oczy (już po raz drugi tego dnia) zaszły łzami, a serce przyśpieszyło znacząco. Zaczęłam iść w stronę gdzie ostatnio go widziałam. Moje pole widzenia było coraz bardziej zamazane.
   Wyciągnęłam telefon z kieszeni. "Nie mam zasięgu. Świetnie" - pomyślałam. Mój telefon często wariował i tracił zasięg. Zazwyczaj w właśnie takich momentach.
   Rozejrzałam się. Nie zauważyłam Eda, ale na horyzoncie majaczyło Wembley. Stwierdziłam, że nie mam nic do stracenia.
   Dojście do stadionu zajęło mi około dwudziestu minut. Obeszłam go, ale mojego "brata" dalej nie znalazłam. Zdołałam się jednak opanować.
   Ujrzałam jednak inną twarz, której się tu kompletnie nie spodziewałam. 

**widok Eda**

   Gorzej być nie mogło. Olka chyba pomyliła berka z chowanym.
   Stałem przy Wembley, rozglądając się. Młoda najwidoczniej zapadła się pod ziemię. Podczas biegu stale kontrolowałem gdzie jest.
   Serio.
   No dobra. Jeden wyjątek. Spojrzałem na jedną dziewczynę, ale to było parę sekund.
   Tylko że po paru sekundach Ola zniknęła. 
   Najgorsze jest to, że nie odbiera telefonu. Jakby był rozładowany albo poza zasięgiem. Doskonale wiedziałem, że bardziej możliwa jest wersja druga. Już chyba wiem co kupię jej na urodziny. "O ile dożyje do urodzin" - szepnęło moje pesymistyczne "ja". "Ed ty debilu! Nie wywołuj wilka z lasu!".
   Podczas mojej wewnętrznej kłótni, zauważyłem ją. Stała obok jakiegoś chłopaka, niepewnie na niego spoglądając. On nawet nie zauważył jej obecności.
   Odganiając w dal moje pesymistyczne "ja", zadałem sobie pytanie - czy to może być ten Francuz, o którym wczoraj trajkotała?

**widok Oli**

   Podeszłam bliżej, ocierając pozostałości łez z twarzy. Moja nieszczęsna sytuacja odeszła w dal.
   Stał obok wejścia, dokładnie taki, jakim go zapamiętałam. Wysoki, szczupły, o bardzo niebieskich oczach. Śmiał się też jak ostatnio - jego twarz promieniała.
   Rozpoznałam też dwóch chłopaków stojących obok niego. Jeden był na Vines, miał na imię Thomas. Znaczy tak myślałam, tak na niego wołali w filmiku. Miał włosy w kolorze ciemnego blondu, dość krótko przystrzyżone, był wysoki i trochę przy kości. Drugiego widziałam na zdjęciu na Twitterze. Miał czarne, kręcone włosy, był niewiele niższy od mojego "kolegi" i dość dobrze zbudowany. Nie wiedziałam, jak ma na imię. Byłam jednak pewna, że oboje są Francuzami.
   Podeszłam tak nich. Nie wiedziałam co zrobić, więc stałam blisko i spoglądałam na niebieskookiego chłopaka. Głupio było mi wystartować z "Cześć Antek! Co tam? Co tu w ogóle robisz? Miłe spotkanie *wyszczerz*". W końcu nie znaliśmy się długo, za to bardzo długo nie mieliśmy kontaktu. Szczerze, miałam nadzieję, że się na mnie spojrzy i przywita.
   Czekałam jednak i nic się nie działo. W tym momencie do akcji wszedł niezastąpiony superbohater Ed Sheeran.
   - Ola! Szukałem cię! - Wydukał po polsku. Ledwo powiedział "szukałem", ale byłam z niego bardzo dumna.
   W tym momencie Antoine obrócił się i spojrzał na mnie. Zrobił zamyśloną minę, a po chwili powiedział:
   - To ty...? Przyjaciółka mojej kuzynki?
   - Jeśli ty to Antoine Książek to tak.
   W tym momencie Antek obrócił się do kolegów i powiedział do nich coś po francusku. W tym momencie Ed szepnął do mnie:
   - Mission complete. Mam z tobą zostać, czy wcielić się w dyskretnego ninję obserwującego was zza krzaków? 
   - Wybieram opcję, żebyś został kosmitą i wykorzystał swoje moce żeby zniknąć.
   - Idiotko, takiej opcji nie było! Poza tym, ja mam tylko moce uzdrawiania!
   - Dobra cicho, nieistotny szczegół.
   - To ja pójdę się pożywić przysmakiem królów - gdybyś się nie domyśliła, chodzi o lody czekoladowe! - Szepnął jeszcze ciszej. Zmierzwiłam mu czuprynę pod kapturem i powiedziałam, że ma pozwolenie, a on odszedł zadowolony.
   Zauważyłam, że Antoine spoglądał na nas uśmiechnięty, tak samo jak jego koledzy.
   - Jesteś taka sama jak cię zapamiętałem. Poznaj Thomasa i Davida.
   - Cześć! - Z pośpiechu powiedziałam po polsku, a po chwili zdałam sobie sprawę ze swojego błędu.
   - Yyy, Antoine zgaduję, że twoi koledzy nie mówią po polsku...?
   - No nie mówią - zaśmiał się, a ja poczułam się mega głupio - poza tym nie koledzy, tylko przyjaciele. Nie martw się, dobrze mówią po angielsku.
   - Ok, no więc... Hi, it's nice to meet you. My name is... - Antek nie dał mi skończyć.
   - Why so serious? - Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
   - Może lubię? - Zapytalam po angielsku.
   - Dobra, dobra. - Włączył się do rozmowy czarnowłosy. - Jakby co ja to David, bo ten debil nie powiedział ci który z nas to który.
   Już miałam powiedzieć, że wiem iż ona ma na imię David, bo Thomas to tamten, ale się powstrzymałam. Wyszłabym na jakąś psycholkę która zauroczyła się w chłopaku, którego prawie nie zna. 
   - Spoko. Ja mam na imię Aleksandra.
   - Czyli już wszyscy sie znamy. - Powiedział Thomas. - Co porabiasz w Londynie Aleksandro? - Zabrzmiało to do prawdy komicznie. Tylko teraz miałam jeden dylemat - co im powiedzieć? Najwidoczniej nie interesowali się Sheeranem, bo mnie nie poznali. Najchętniej powiedziałabym, że jestem u brata, ale możliwe że Antoine wiedział, że nie mam rodzeństwa (które bym znała).
   - Jestem u wujka. - Powiedziałam szybko.
   - Ten facet w kapturze to był on? - Zapytał Antek.
   - Tak. A wy co tu robicie?
   - Jesteśmy na obozie językowym, a jeśli pytasz, co robimy przy stadionie to mamy wolny czas i trzeba go czymś zapełnić. - Powiedział i mrugnął David.
   Zanim zdąrzyłam coś powiedzieć, Thomas zadał mi pytanie:
   - Ile masz lat?
   - Mniej niż wy, tylko czternaście. W marcu skończę piętnaście.
   -Wyglądasz na starszą. - Powiedział zdziwiony.
   - Wiem. Dużo osób mi to mówi.
   - Ej chłopaki, przepraszam na moment, muszę pogadać z Olą na osobności. 
   Zrobili zdzwione miny, a ja nie wiedziałam dlaczego. Odpowiedź przyszła szybko.
   - Po polsku "Ola" to skrót od "Aleksandra".
   - Aaa, ok. Masz minutę, nastawiam minutnik! - Zaczął wrzeszczeć David, a ja się roześmiałam, tak jak oni po chwili.
   Antoine odszedł ze mną na parę kroków. To on chciał ze mną porozmawiać, ale ja pierwsza zadałam pytanie.
   - Dlaczego? W Polsce cię praktycznie nie obchodziłam? Co się zmieniło? - Przerzuciłam się na polski.
   - Nic. Po prostu nie wiem, miło zobaczyć kogoś znajomego w obcym kraju.
   - Jasne. Polska też jest dla ciebie obca.
   - Niezupełnie. Tam mam rodzinę.
   - Ech, dobra. Miło, że mnie chociaż zauważyłeś.
   - Do kiedy jesteś w Londynie? W sumie jesteś inna niż myślałem. Ale tak tylko troszeczkę!
   - Jeszcze niedawno mówiłeś, że jestem taka, jaką mnie za...
   - Mówię, że troszeczkę! 
   - Dobra, bez spin... Do kiedy jesteście w Londynie? - Użyłam liczby mnogiej, bo naprawdę polubiłam Davida i Thomasa.
   - Do końca tygodnia. 
   - Tak jak ja!
   - Ej słuchaj... Chcę się zapytać, czy przyjeżdżasz do Francji z Markowskimi? - Markowska to nazwisko ZuZu.
   - Chyba tak. Moja mama też pojedzie. Czyli jednak nie przyjeżdżasz do Polski?
   - Niee... Powody rodzinne. - Jego twarz poszarzała.
   - Spoko, nie musisz mówić. 
   - Nie zamierzałem. 
   - Ok.
   Zapanowała cisza. Nagle on się roześmiał
   - Pamiętasz, jak w maju graliśmy w badmintona i Mati oberwał lotką, po czym niechcący wybił ją na dach ze złości?
   - Jasne! - Mówiliśmy o wydarzeniach przy okazji Komunii brata Zuzi. Wtedy ostatnio Antoine był w Polsce.
   Nagle usłyszeliśmy krzyk Davida, że minuta już minęła i to dawno. 
   Roześmialiśmy się i wróciliśmy do chłopaków. 
   Spędziłam z nimi świetne dwie godziny. Byli naprawdę fajni. Co jakiś czas zauważałam Eda który machał mi ręką, by potwierdzić, że dalej tam jest.
   Potem moi znajomi musieli iść; ich wolny czas się skończył. David (który był naprawdę zabawny i szalony) przytulił mnie i powiedział, żebym wpadła kiedyś do Francji, oni będą czekać. Powiedziałam, że przyjadę, a poza tym, że bardzo możliwe iż spotkamy się jeszcze w Londynie.
   Thomas przybił mi piątkę i stwierdził, że zgadza się z Davidem (jak się wcześniej dowiedziałam, rzadko się to zdarzało).
   Antoine też mnie przytulił, ale jakby trochę dłużej.
   - Do ostatniego tygodnia wakacji, gdybyśmy się już nie zobaczyli.
   - Do zobaczenia we Francji, Antek.
   Potem odeszli. Widziałam, jak dołączają do jakiś inny chłopaków i dwóch dziewczyn, oraz jak rzucają mi ostatnie uśmiechy, tak jak ja im.
   Dziwnie mi się bez nich zrobiło, mimo że tak krótko ich znałam. Pocieszające było to, że miałam ich numery telefonów.
   Nagle obok mnie, jakby spod ziemi, wyrósł Ed.
   - Jak ty to zrobiłeś, że się nie zanudziłeś? - Spytałam go.
   - Oj dziecko, mam swoje sposoby. Teraz zmiatamy do domu, robota na mnie czeka.
   Nie stawiałam oporu, bo niebo zapowiadało deszcz. Śmiejąc się i rozmawiając, obraliśmy drogę powrotną do domu, a ja dalej myślałam o pewnych niebieskich oczach.
  
    Thomas ;)

 Wena dopisuje! Oto rozdział drugi. Tu dzieje się zdecydowanie więcej ;) Komentujcie, obserwujcie, polecajcie znajomym!
 Miłego poranka/dnia/wieczoru/smacznego
 Ola :D

Chapitre 1

   Obudziłam się. Okazało się, że usnęłam w salonie podczas filmu. Ed, z otwartą buzią, spał oparty o moje lewe ramię. Nie mogąc się powstrzymać, szybko odblokowałam telefon i włączyłam Snapchata. Zrobiłam "bratu" zdjęcie i wysłałam do ZuZu. Była ona niezaprzeczalnie jedną z moich najlepszych przyjaciółek. Chodziła ze mną do klasy, mieszkała obok mnie oraz, co najważniejsze, dzięki niej poznałam Antoine.
   Szturchnęłam Eda w ramię.
   -Wstawaaaaaj! 
   - Weź... Ja wytrzymałem do końca filmu...- Przetarł zaspane oczy.
   - Nie wątpię, aczkolwiek średnio ma to coś do rzeczy.
   - Właśnie dużo ma... - Gdyby był bardziej żywy, na pewno odpowiedziałby ripostą.
   - Mniejsza z tym. Chodź, zrobimy śniadanie.
   - Nie jestem głodny dzieciaku.
   - Ale ja jestem! Poza tym, nie nazywaj mnie dzieciakiem!
   - Bo jesteś taaaaaaaka dorosła. Dobra. Kierunek - kuchnia! - Wstał błyskawicznie i zaczął maszerować w stronę drzwi. Wzięłam z niego przykład.
   - Pamiętasz jak pierwszy raz byłam u ciebie w kuchni?- Zapytałam Eda.
   - Jasne. Byłaś tak głodna, że wyżarłaś moje ulubione lody, mimo że ich nienawidzisz. - Chodziło mu o lody czekoladowe, które wtedy rzeczywiście pochłonęłam dość szybko. 
   - Potem usnęłaś - kontynuował - na krześle. To był dziwny dzień.
   Miał rację. To był nietypowy dzień.

 Wpis z pamiętnika #1
 To już dzisiaj! Zobaczę go! NA WEMBLEY! Rany, nie mogę w to uwierzyć! Spełni się moje największe życzenie - ja, Aleksandra Gorczyńska, zobaczę Eda Sheerana na swoje własne, trochę ślepe oczy. 
 Na koncercie w Polsce podobno dał z siebie jeszcze więcej niż zawsze. Mam nadzieję, że teraz znowu tak będzie.
 Przy okazji tego koncertu został zorganizowany konkurs. Nagrodą jest spotkanie z Edem Sheeranem i spędzenie z nim całego dnia. Wzięłam w nim udział, spełniając wszystkie warunki które były wymagane - opisałam, co bym zrobiła gdybym spotkała swojego idola i dlaczego to akurat ja mam go spotkać. Wyniki ma ogłosić sam Ed na koniec swojego koncertu, a szczęśliwiec który wygra, pojedzie z nim i jedną osobą towarzyszącą do jego domu.
 Wcześniej brałam udział w wielu podobnych akcjach, np. gdy Ed był w Polsce, wysłałam swoje zdjęcie do wspólnej książki Sheerios, którą wręczono mu po koncercie.
 Czułam, że to mogę być ja, ale mama zgasiła mój entuzjazm, mówiąc, że jest wiele takich osób. Teraz pozostaje mi czekać. 
 Muszę już wychodzić, więc na tym zakończę wpis. Napisze prosto po koncercie! Muszę jak najwięcej zapamiętać, bo najprawdopodobniej będzie to wpis, który będę czytała nieraz :))

   Nie napisałam następnego wpisu. Byłam zbyt podekscytowana z powodu wygranej. Moja intuicja mnie nie zawiodła, a moja mama była szczerze zdumiona, gdy na koniec koncertu Eddie powiedział:
   - Zwyciężczynią konkursu jest Aleksandra Gor... Szyńska. - Po chwili na scenę wszedł jakiś facet i szepnął coś do piosenkarza.
   - Przepraszam, źle wymówiłem, chodziło o Gorczyńska.
   Rozpłakałam się i przeciskając się między tłumem podbiegłam do sceny. Moja mama ledwo dotrzymywała mi kroku. Do dziś jestem zdziwiona, że przecisnęłyśmy się między ludźmi.
   Wszystko co działo się potem zlało się w jedną całość. Ogółem było dużo jąkania się, prób złożenia zdania, płaczu i radości. Jednak jedna rzecz pozostała wyrazista - wizyta w jego kuchni.
   Byłam bardzo głodna. Prawdopodobnie silne emocje i wydarzenia sprawiły, że mój  żołądek był puściutki. Więc Ed zamówił pizzę. Gdy została nam dostarczona, rzuciłam się na nią. Wprawdzie moja mama kazała mi się opanować, ale u piosenkarza czułam się jak we własnym domu. On patrzył na mnie i się śmiał.
   Gdy pizza się skończyła, a ja nadal byłam głodna, pobiegłam do kuchni. Po pół godzinie nie ostało się tam prawie nic do jedzenia, a ja usnęłam na krześle. Słyszałam tylko rozmowę mojej mamy z Edem. Dogadywali się bardzo dobrze. Mama w ogóle okazała się bardzo pomocna - szczególnie, gdy nie dawałam rady skleić zdania po angielsku. 

  - Olaaa? Żyjesz? Wiem, że pewnie myślisz o tym swoim Francuziku, ale mieliśmy ogarnąć śniadanie. Na dodatek przypomniało mi się, że za dwie godziny mam wywiad dla gazety XXX, więc musimy się pośpieszyć. - Wyrwał mnie z zamyślenia Ed.
   - Nie myślę o Antoine, tylko wspominam. Jadę z tobą? - Byłam szczerze zdziwiona, bo zazwyczaj gdy on miał wywiad, ja zostawałam w domu. Z jednym wyjątkiem, po którym miałam już dość wywiadów.
   - A chcesz? Oni stwierdzili, że byłoby najs gdyby ludzie poznali, uwaga cytuję, "tą interesującą dziewczynkę, którą tak często można zobaczyć z panem". Kumasz? Nazwali mnie panem. Śmiać mi się chciało.
   -Rzeczywiście. Ty i formuła "pan" jakoś do siebie nie pasujecie. A tak w ogóle to ja chyba nie chcę jechać..
   - NO EEEEEJ - wyjęczał - nie zostawiaj mnie samego! Dalej masz pietra po incydencie z koncertu?
   - Ani słowa więcej.
   - Dobra, dobra. Pojedziesz?
   - Ech… Ty się w ogóle nie musisz przy mnie wysilać. Pojadę.
   Ed zrobił zadowoloną minę.
   - Obiecuję, że będzie fajnie! - Szczerze, to w to wątpiłam. Będzie masa fanek, pytań i niezręcznych dla mnie sytuacji.
   Zabraliśmy się za robienie śniadania. Stwierdziliśmy, że tosty będą dobrym początkiem dnia, więc ja wyjęłam składniki, a Ed toster. Po chwili on zaczął nucić:

Take my hand and my

 Heart and soul, I will

 Only have these eyes for you
 And you know, everything changes but

   W tym momencie dołączyłam się do niego i zanuciłam:

 We'll be strangers if, we see this through
 You could stay within these walls and bleed
 Or just stay with me

   - Mówiłem ci kiedyś, że nieźle śpiewasz? - zapytał Edward, przerywając nasze poranne nucenie.
   - Tia.
   - Powinnaś być zaszczycona, że to mówię! Wielu moich fanów chciałoby coś takiego usłyszeć!
   - Widzisz jaka ja niewdzięczna. - Zaśmialiśmy się. Nagle zapanowała cisza. 
   - Wiesz, że już za tydzień wracam do domu? - Zapytałam.
   - Wiem. - Odpowiedział bez emocji. - Będzie mi dość samotnie.
   - Pewnie zapomnisz.
   - Pff, za kogo mnie masz? Spędziliśmy razem calutki miesiąc, nigdy tego nie zapomnę freaku!
   - Będziesz miał mnóstwo pracy... Patrz, dopiero co wróciliśmy do Londynu, bo miałeś tyle wyjazdów.
   - Wiem, ale obiecuję, że będę pisał. Dlaczego my w ogóle teraz o tym rozmawiamy? Został jeszcze cały tydzień!
   Miał rację. Znów wspomnienia wróciły.

 Wpis z pamiętnika #2
 Mieszkam u Eda już cały tydzień i 1) miałam mieszkac tylko jeden dzień 2) nadal nie mogę w to uwierzyć.
 Mój idol jest niezaprzeczalnie cudowny i podobny do moich wyobrażeń - śmieszny, szalony i pogodny. Moja mama też go polubiła. Teraz uwierzyłam w siłę marzeń.
 Dawno nic nie pisałam w pamiętniku, bo nie było czasu. Moje pomieszkiwanie u Eda przedłużyło się na jego własne życzenie, jednak za niedługo trzeba będzie się pożegnać bowiem EDDIE WYJEŻDŻA. Ja w sumie też powinnam wracać już do domu.
 Wszystko przez to, że spóźniłyśmy się z mamą na samolot. Miałyśmy wylecieć dwa dni po koncercie, bo miałam w planach obóz paintballowy. Ed więc zaproponował mieszkanie u niego przez kolejny tydzień żebyśmy nie musiały szukać hotelu. Mój obóz i tak przepadł, a mama, jak już mówiłam, uwielbia Eda jak ja, więc szybko dała się przekonać. 
 Bardzo polubiłam też kota mojego idola, Grahama. Wydaje mi się, że z wzajemnością.
 Edwarda często nie ma z powodu wywiadów i koncertów, ale my z mamą się nie nudzimy. Wychodzimy na miasto i zwiedzamy albo chodzimy na zakupy - w skrócie dobrze się bawimy.
 A teraz największa rewelacja - mam numer telefonu Eda. On czasem do mnie pisze albo wysyła mi zdjęcia, gdy jest poza domem i robi coś ciekawego lub mu się nudzi. W kontaktach ma mnie zapisaną jako "Siostra". Wręcz zmusił mnie, bym zapisała go jako "Braciszka". Tak na marginesie zastanawiam się, co myśli o tym jego prawdziwy brat (którego nie miałam okazji poznać).
 Spotkałam za to Taylor Swift. Ona naprawdę świetnie dogaduje się z Edem, a ja muszę przyznać, że ja (mimo mojej wcześniejszej niechęci) również ją polubiłam. Mam z nią nawet zdjęcie! 
 Kończę, bo Ed właśnie wrócił do domu, a dzisiaj obiecał mi, że nauczy mnie grać na gitarze "Bloodstream". Nie wiem kiedy znowu coś tu napiszę, ale mam nadzieję, że szybko :)
  
  Na tym zakończyłam tamten wpis. Ed potrząsał mną.
   - Jakaś dzisiaj niekontaktowa jesteś. Jedz i leć się ubierać, żeby na nas nie czekali.
   Skończyłam swojego tosta i poszłam do pokoju który aktualnie zajmowałam. Z walizki wyciągnęłam ciemne jeansy i bordowy sweterek. Poszłam do łazienki, gdzie ogarnęłam się i ubrałam. Włosy zaczesałam w wysoką kitkę.
   - Jestem gotowa! - Krzyknęłam do Eda.
   - Masz wyczucie czasu, mała! Już czekają!
   Zbiegłam do holu, gdzie założyłam swoje trampki i jeansową kurtkę. Ed zszedł zaraz po mnie, ale już gotowy.
   - Idziemy Aleksandro, powóz czeka. - Uśmiechnął się odrobinę kpiarsko.
   - Mógłbyś wreszcie zrobić prawko. - Mruknęłam pod nosem, a on raczej nie usłyszał i wyszedł. Poszłam w jego ślady, on zamknął dom i potem oboje z uśmiechami na twarzach wsiedliśmy do czarnego vana.


   Gdy dotarliśmy na miejsce, skierowaliśmy się do budynku redakcji. Po drodze minęliśmy (jak się spodziewałam) tłum rozwrzeszczanych fanów, proszących o autografy. Ed uśmiechał się, robił sobie z nimi zdjęcia i rozdawał swój cenny podpis.
   "Cóż za ironia" - pomyślałam. - "Ja też jeszcze niedawno byłam jak one".
   Po dziesięciu minutach, piosenkarz przeprosił i powiedział, że musi już iść. Dawno nie czułam takiej ulgi.
   Weszliśmy przez drzwi redakcji, a dziennikarka która miała rozmawiać z moim "bratem" podeszła do nas.
   - Witajcie. Nazywam się Juliet Michel i przeprowadzę z wami wywiad.
   Szybko się odezwałam.
   - Nie, ja tylko będę słuchać albo nawet tutaj poczekam...
   - Na pewno? Miała pani dotychczas tylko jeden wywiad, fani są bardzo zainteresowani pani osobą.
   - Nie wątpię, że są zainteresowani - powiedziałam - ale wywiady, są zdecydowanie nie dla mnie.
   - Rozumiem. W takim razie, może pani tu usiąść i poczekać, a ja z panem Sheeranem udamy się do mojego biura. - Ed rzucił mi rozczarowane spojrzenie, po czym ruszył za dziennikarką. Czułam się trochę winna, że zostawiłam tego dorosłego dzieciaka samego. Byłam też z drugiej strony pewna, że świetnie sobie poradzi.
   Po odczekaniu piętnastu minut, moja ciekawość dała się we znaki. Stwierdziłam, że nic się nie stanie, jeśli pójdę pozwiedzać redakcję. Wstałam i skierowałam się w stronę korytarza którym wcześniej poszedł Ed.
   Korytarz był długi. Na samym końcu zobaczyłam szklane drzwi, a za nimi kawiarenkę. Obrałam ją za mój cel. 
   Mijałam sporo osób. Wiele z nich rozmawiało przez telefon albo przeglądało jakieś papiery.
   Spojrzałam na ścianę po lewej. Wisiały tam zdjęcia dziennikarzy z różnymi gwiazdami. Zobaczyłam tam między innymi Taylor Swift.
   Szłam, jednocześnie lustrując wzrokiem ścianę. Nagle na kogoś wpadłam, po czym przewróciłam się. 
   - Uważaj jak chodzisz! - Krzyknął chłopak z którym się zderzyłam.
   - Przepraszam, zagapiłam się. - Wymamrotałam.
   - Myślisz, że mnie to interesuje?! To jesteś w błędzie. Teraz pomóż mi pozbierać te papiery.
   Zauważyłam, że podłoga między nim, a mną była cała w papierach. Szybko zabraliśmy się do pracy, a ludzie mijający nas, dziwnie spoglądali. Nie wiem, ile czasu zajęło nam sprzątnięcie tego bałaganu. 
   Nagle ktoś się za mną zatrzymał i oparł swoje dłonie o moje ramiona. Obróciłam się i, jakby tego wszystkiego było mało, niechcący potrąciłam mały stolik na którym stała roślinka. Stolik się przewrócił, a doniczka zbiła.
  "No pięknie, brakowało mi tylko kłopotów" - pomyślałam, słysząc za sobą śmiech Eda. Jednak mi było średnio do śmiechu.



   Pierwszy rozdział trafia do Waszych rąk! Wiem, średnio się coś w nim dzieje, ale chciałam trochę wyjaśnić. Obiecuję, że w drugim rozdziale akcja się rozkręci!
   Jeśli się podoba, zostaw po sobie znak w postaci, np. komentarza :) to bardzo motywuje!

   Dzięki!
   Ola




czwartek, 1 stycznia 2015

Le Prologue

  Poznali się trzydziestego grudnia, a wszystko dzięki ZuZu - dla niej BFF, dla niego kuzynka. Gdy po raz pierwszy się ujrzeli, sytuacja była dość komiczna - ONA stojąca na środku pokoju z torebką w ręku, ON przyprowadzony przez ciocię, opierający się o framugę drzwi. Dla nich obojga było to niezręczne i oboje chichotali. Przy tym spotkaniu było jeszcze parę osób, ale oszczędzę wymieniania ich.
   Potem ON poszedł, a reszta zajęła się grami. Zagrali w Cluedo, a gdy skończyli i zaczęli grać w Dobble przyszedł ON. Zapytał czy może do nich dołączyć, a ONA, mimo że najmniej go znała, odpowiedziała "Jasne, siadaj". ON nie wykazał wielkiej chęci do Dobbli, ale gdy przyszedł czas na Monopoly, wskoczył w swój żywioł.
   Podczas gry wymieniali uśmiechy i spojrzenia. ONA nawet zrobiła mu zdjęcie, bo jej BFF nie chciała dać spokoju. Padło parę śmiesznych tekstów typu "Spokojnie, już prawie przegrałaś" i lekko złośliwych uśmiechów. Gdy ONA odpadła i chciała telefon ZuZu, a jej brat wyrwał JEJ go z dłoni ON powiedział "Kobiety mają pierwszeństwo"  i spojrzał na nią. ON wygrał.
   ONA myślała, że to coś znaczyło. Potem ON jednak wyszedł i stwierdził, że skoro wygrał to oni posprzątają. Nie mogła przestać bić się z myślami. Nagle do pokoju wszedł Mati, młodszy brat ZuZu. Mówił coś, ale ONA średnio słuchała. Potem jednak poprosił ją o pomoc. Gdy zapytała o co chodzi, powiedział że musi wynieść materac dla NIEGO. Zapytała czy ON sam nie może tego zrobić, ale podobno był zajęty. Wzięli więc materac i przenieśli do pokoju obok.
   Wróciła do pokoju. Gdzieś usłyszała JEGO głos. Kazała się samej sobie opanować - "Tego właśnie chcesz? Kolejnego nieudanego związku na odległość?!". Po chwili obok pokoju przeszedł ON. Nie powiedział nawet "dziękuję" w jakiejkolwiek formie. Miał gdzieś, że przeniosła mu z Matim materac.
   ZuZu była zdumiona. Nigdy wcześniej jej kuzyn nie przyszedł do niej, jej brata i kuzyna z własnej woli. Wiedziała, że to raczej nie przypadek (choć w sumie przy grze w Dobble nieźle się darli; ON nie znosił wrzasku).  Nie zmieniało to jednak faktu, że zazwyczaj siedział na dole z dorosłymi.
   Tak zaczęła się ich historia. JEJ życie zmieni się bardzo, a ONA nawet nie wie jak. Już wiedziała ze Nowy Rok i Święta Bożego Narodzenia mogą zmienić dużo w życiu człowieka i wtedy dzieją się cudy. Jednak cudy roku 2015 przebiją inne, których doświadczyła w życiu.

----*----*----*----

   Ok.
   Zaczęło się w sumie normalnie. Normalna fanka Eda, czyniąca czynności normalne dla fanki, normalnie żyjąca w Polsce. Jeśli mam być dokładniejsza, to wszystko dzięki jednemu zdjęciu (a może aż jednemu).
   To mogła być każda inna dziewczyna, ale szczęśliwy los trafił na mnie - a ja to wykorzystałam. Nie żałuje ani jednej podjętej przjeodusjhwhah?!:)
   Ta. Kocham mojego "brata". Uwielbia mnie irytować jak coś piszę. Do rzeczy- niczego nie żałuję. Dzięki wszystkiemu co mnie spotkało mogę siedzieć dzisiaj na normalnej kanapie z normalnym laptopem w ręku.
   Jednak jest jedna rzecz, a raczej człowiek który sprawia, że to już nie jest normalne.
   Na kanapie obok mnie leży rozwalony, próbujący znowu wcisnąć coś na klawiaturze mój "brat". A jest nim Ed Sheeran, ubrany w jeansy, rozciągnięta bluzę i koszulkę od jakiegoś fana/fanki. Jego stopa jest przy mojej twarzy i próbuje mnie jakoś wkurzyć. Jako że jestem osobą, która szybko się irytuje, Ed osiąga cel szybko. Zbyt szybko.
   Co do mnie - jestem ubrana w jakąś jego koszulkę i moje ulubione czarne spodnie. Włosy spięłam w koka. Nogi oparłam o fotel, na którym leżał Graham. Kot totalnie nas ignorował - pewnie już przywykł. Po chwili mój brat poruszył się tak, że trafił mnie stopą w nos. Spojrzałam na niego wymownym wzrokiem, a ten uśmiechnął się troszkę złośliwie. Poczułam zmieszanie. Chciałam porozmawiać z nim o pewnej bardzo ważnej sprawie.
   - Ed...
   - Słucham?
   - Zauroczyłeś się kiedyś w osobie, od której dzieliło cię baaaardzo dużo kilometrów? - Odkąd mieszkam z Edem mój angielski bardzo się poprawił. Przed tymi wakacjami ledwo mogłabym skleić takie zdanie.
   - Nope. Czyżby ktoś poczuł do kogoś miętę?
   - Może...
   - Powiedz coś o nim.- Ed zaciekawił się.
   - Polak który mieszka we Francji, dwa lata starszy ode mnie, wysoki, ma piękne niebieskie oczy... Kuzyn mojej przyjaciółki. Znamy się już pół roku, dokładniej od trzydziestego grudnia tamtego roku.
   - Fiu fiu! Czyli ma 16 lat. No nie powiem, ambitnie.
   - I tak wiesz że do mojego byłego to mu trochę brakuje.
   - Dwóch lat. To wiem, ale już nie wiem co ci radzić. Kiedy go spotkasz? 
   - Pod koniec wakacji. Może pojadę do niego z ZuZu, która właśnie jest tą przyjaciółką.
   - Opowiadałaś mi o niej! A czemu może?
   - Bo może on przyjedzie do Polski. - Roześmiał się serdecznie i ja też.
   - Czas pokaże. Teraz zamykaj laptopa i śmigaj się myć!
   - Juuuż?
   - Twoja mama mnie zabije, jak się dowie że primo: nie myłaś się od trzech dni, a drugie primo -  że chodzisz spać o 2! 
   - W Szczecinie kładę się spać nawet o czwartej rano… I czuję się czysta.
   - Ja tam czuję coś innego… Ale przede wszystkim to jest Londyn i moje włościa! - Starał się przybrać poważna minę, ale średnio mu wyszło, więc zaczęłam się śmiać. Nawet Graham zrobił wymowna minę.  - Dobra, cicho... - powiedział mój "brat". - Chcemy obejrzeć jakiś film?
   - Chcemy! - Odpowiedziałam ochoczo.
   - To najpierw się umyjesz, ja w tym czasie coś włączę. Jakieś propozycje? - W tym momencie podszedł do półki z płytami. Trzeba dodać, że była ona dość duża.
   - Hmmm... Nie.
   - W takim razie oglądamy "Nietykalnych".
   - Oglądaliśmy to z tysiąc razy!- Powiedziałam lekko marudnym tonem
   - Dobra, dobra... W takim razie "Hobbita". - Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
   - Robię to tylko dla ciebie, bo to twój ulubiony film. Włączaj, a ja idę się myć.
   - Się robi Aleksandro! - Powiedział, a ja wyszłam z pokoju. 
 Oto początek tego opowiadania! Chcę teraz troszkę wyjaśnić.1) Nazwy rozdziałów będą po francusku. 2) Opowiadanie będzie się ukazywało w dwóch formach: pamiętnikowej (jak to się stało, że jest jak jest) i normalnej (co się dzieje w przód). Myślę, że pamiętnikowej nie będzie zbyt dużo i będzie ukazywała się z normalnym biegiem opowiadania co dwa rozdziały. Także nie martwcie się, wszystko powoli się wyjaśni! :)
Dzięki, że jesteście!
Ola




PS nie pogardzę komentarzami :)